Kolejny popis Dymanowskiego
Dymanowski jak szaman, zaczarował bramkę Zadowoleni z wywalczenia jednego punktu, po piątkowym starciu mogą być gracze beniaminka IV ligi świętokrzyskiej. Kamienna Brody w meczu z Czarnymi Połaniec miała sporo szczęścia, a przede wszystkim kapitalnie spisującego się między słupkami Tomasza Dymanowskiego. Doświadczony golkiper nie dał się zaskoczyć w żadnej z sytuacji, a spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem.
- Punkt bierzemy w ciemno – mówił przed pierwszym gwizdkiem arbitra wiceprezes Kamiennej Brody Mirosław Zięba. Gospodarze, po dobrym początku rundy, w którym zainkasowali 12 punktów, nie mieli jednak prawa obawiać się zespołu z Połańca. Nadzieje szybko zweryfikowała jednak boiskowa rzeczywistość, bowiem to przyjezdni dłużej utrzymywali się przy futbolówce, co rusz zagrażając dobrze dysponowanemu tego dnia Tomaszowi Dymanowskiemu. Były bramkarz ostrowieckiego KSZO i Łysicy Bodzentyn nie dał się pokonać.
- Mieliśmy świadomość tego, z jakim przeciwnikiem przyjdzie nam się mierzyć. Czarni, którzy w poprzednim sezonie walczyli o wejście do III ligi, także i w tym sezonie mają swoje ambicje. W zespole jest kilku zawodników z nie tak odległą przecież przeszłością na poziomie tej klasy rozgrywkowej. Wiedzieliśmy, że będzie to groźny rywal, który stworzy sytuacje do wpisania się na listę strzelców – powiedział trener Kamiennej Marcin Wróbel. – Dziękuje zespołowi, że w kolejnym meczu nasza defensywa nie dała się zaskoczyć. Braki w wyszkoleniu, nadrabialiśmy cechami wolicjonalnymi i ambicją do końca. To przeważyło, że padł remis. Śmiem twierdzić, iż walczyliśmy dziś o punkty z jednym z głównym kandydatów do wygrania IV ligi – podkreślił szkoleniowiec.
Architekt sukcesów beniaminka, zadowolony mógł być nie tylko z postawy bloku obronnego. - Zbieramy punkt po punkcie. Chcemy jeść małą łyżeczką, nie chochlą. Piszemy fajną historię w IV lidze – zaznaczył trener Kamiennej, który nie mógł skorzystać z usług zawieszonego za kartki Radosława Kardasa. – Zmiany w podstawowym składzie były konieczne. Roszady wypaliły, aczkolwiek błędy się zdarzały. W przekroju całego meczu goście z Połańca byli ekipą lepszą. Futbol polega jednak na tym by strzelać bramki. Ani nam, ani przeciwnikowi ta sztuka się nie udała. Mieliśmy swoje sytuacje. Przy odrobinie szczęścia i boiskowego cwaniactwa, można było pokusić się o pełną pulę – dodał.
Przynajmniej do 8. kolejki, Kamienna będzie jedyną drużyną z czołówki tabeli, która straciła najmniej goli w tym sezonie. – W dotychczasowych meczach Tomek Dymanowski nie miał tak wiele pracy, jak w konfrontacji z Czarnymi. Wiele razy podkreślałem, że tworzymy na boisku zgrany kolektyw. Nie inaczej było i tym razem. Od tego jest taki zawodnik jak Dymanowski, by osiągać dobre wyniki. Każdy z graczy ma swoje zadania do spełnienia – mówił trener Wróbel. Oprócz Kardasa, na ławce rezerwowych tym razem zasiedli Piotr Frańczak i Piotr Jedlikowski. – Co do drugiego z wymienionych, narzekał na uraz. Nie było sensu ryzykować. Kadra jest szeroka, są zmiennicy. Piotra brakowało, tym bardziej, iż jest to jeden z naszych motorów napędowych. Wytrwaliśmy, wytrzymaliśmy napór przeciwnika – tłumaczył szkoleniowiec Kamiennej. Rafał Roman
4 liga świętokrzyska
8.09.2017, piątek
KAMIENNA BRODY – CZARNI POŁANIEC 0:0
Sędziował: Albert Bińkowski (Skarżysko-Kam.). Widzów: 150.
KAMIENNA: Dymanowski – Jagieła (51. Praga), Zięba, Sado Ż (90. Niedbała), Kozera, Kidoń (86. Dziewięcki), Maciejczak, Świątek Ż, Czerpak (62. Gajewski), Dziadowicz, Pyskaty (61. Frańczak). Trener: Marcin Wróbel.
CZARNI: Reczek – Załucki Ż, Meszek (56. Miazga), Witek, Bażant (75. Gilar), Stypa, Kamiński, Muniak (46. Trytek), Krępa, Skiba, Tetlak. Trener: Piotr Mazurkiewicz