Sasal: Kto wymyślił klatki?
W poprzednim sezonie Motorowi nie udało się awansować do drugiej ligi, ale trudno by winę za to ponosił Marcin Sasal, który przejął zespół w trakcie rozgrywek i wyprowadził go na prostą. Teraz nad znanym trenerem ciąży jeszcze większa presja, bo w Lublinie nikt sobie nie wyobraża by Motor dłużej jeździł walczyć o punkty w takich ośrodkach jak Trzebinia, Jarosław czy Daleszyce. Ostatnia wygrana ze Spartakusem 3:1 nie obyła się bez kontrowersji.
Po pokonaniu Spartakusa odetchnął pan z ulgą?
Marcin Sasal: Dobrze, że mamy wyjazd do Daleszyc za sobą. Pierwsza połowa nie zapowiadała, że w drugiej połowie tak ciężko przyjdzie nam na tym specyficznym terenie bić się o punkty. Emocji nie brakowało, mogliśmy strzelić gola na 2:0, mogliśmy też przegrywać 1:2. Sytuacja cały czas się odwracała, ale byliśmy lepsi technicznie, dojrzalsi, zachowaliśmy spokój i zasłużenie wygraliśmy. W Daleszycach gra się dużo górą, walczy w powietrzu, na zbitki, przebitki, ale poradziliśmy sobie. Cieszę się, że bramki strzelali napastnicy – Dmytro Koźban, Konrad Nowak, no i Kamil Majkowski, bo on też grywał w ataku.
Gospodarze mieli pretensje o nieuznanie im gola na 2:1, bo spalonego ponoć nie było. Jak to wyglądało z perspektywy szkoleniowca Motoru?
Spartakus miał pretensje o poprzedni mecz, w którym arbiter podyktował dwa karne, teraz o gola, ale przecież ja nie sędziuje. Interpretacja zagrania ręką jest teraz różna, zależy kto prowadzi zawody. Na Unii Tarnów też była ewidentna ręka, sędzia stwierdził, że niechciana i nie zagwizdał dla nas karnego. Spartakus w podobnych okolicznościach otrzymał jedenastkę, zgadzam się , bo to był błąd techniczny naszego zawodnika. Nie rozumiem tego, także tłumaczeń rozjemców, ale nic nie poradzę, akceptuje po prostu ich decyzje.
Gorące zejście z boiska Spartakusa staje się tradycją?
Parę wyzwisk można tu usłyszeć. Pewnych panów kibiców biją pewnie i przychodzą odreagować podczas meczów. Ich problem. Przyjechaliśmy z myślą, by nie dać się sprowokować. W Daleszycach wtedy nieelegancko potraktowano sędziów, jak widać bez konsekwencji.
Nie żal panu arbitrów, którzy w trzeciej lidze mają bardzo ciężkie życie?
Z pewnymi kwestiami należałoby zrobić porządek. Nie może być tak, że trenerzy, zawodnicy i sędziowie czują się zagrożeni.
Po dwóch potknięciach znaleźliście się na właściwym kursie na awans?
Zespoły, które awansowały do drugiej ligi, nie licząc Gwardii Koszalin, której nie pozwolono rozgrywać meczów u siebie są w górnej połówce stawki. To obrazuje jak wymagająca jest trzecia liga, ale na tym szczeblu więcej jest walki niż gry w piłkę. W Daleszycach boisko jest węższe o pięć metrów, o pięć metrów krótsze, a to robi różnicę. Ciężko jest, gdy jeden zespół wchodzi, bo mylić się nie można. Jak my przegramy mecz uważa się to za potknięcie. Od stycznia pracujemy z prezesem i sztabem i przegraliśmy ledwie trzykrotnie. Nie widzie się, że z Resovią nie uznano nam prawidłowego trafienia, nie wywiesiliśmy jakiegoś afiszu, obyło się bez protestów. Jakby nam sędziowie pomagali to byśmy awansowali w poprzednim cyklu rozgrywkowym. Obecnie panuje psychoza i nie dyktuje się ewidentnych karnych dla nas. Nie wiem, czemu arbitrzy boją się podejmować decyzji korzystnych dla Motoru. Na pewno poprawiliśmy styl grania, naszą ofensywę i nie zamierzamy liczyć na jakąkolwiek pomoc.
W Lublinie przyjezdni kibice zasiadają na wygodnych miejscach na pięknym obiekcie, w Daleszycach są trzymani w klatce. Dwudziesty pierwszy wiek?
Nie wiem kto wymyślił klatki. Zwierzęta zamykane w klatkach stają się bardziej agresywne. Mamy szacunek do fanów Motoru i przykro nam z powodu tego co doświadczyli na obiekcie Spartakusa. By uniknąć takich sytuacji musimy się wyrwać z trzeciej ligi. /JKM/ Fot. Motor Lublin