Marek Gołąbek: Mam ksywkę Julek od Kruszankina
Od wielu lat trudno sobie wyobrazić świętokrzyski światek piłkarski bez Marka Gołąbka. Popularny Julek dziś gra w Spartakusie Daleszyce i jest wzorem do naśladowania dla młodych zawodników. Jego kariera, przygoda jak sam mówi trwa już długo, więc spokojnie może się wypowiadać na temat różnych pokoleń futbolistów. Rocznik 1976, ale czuje się młodo, wciąż zdobywa gole, imponuje walecznością i nie spytaliśmy go kiedy kończy. Niech daje jeszcze ludziom radość dopóki może.
2 sierpnia 2003, mecz Pucharu Polski Korona Kielce – Ruch Chorzów, 2:0 dla żółto-czerwonych. Kto strzelił drugiego gola na Szczepaniaka?
Marek Gołąbek: Ja, ha, ha. To był jeden z moich firmowych występów, taki do którego lubię wracać. Puchar Polski – w nim mi się grało dobrze, ograliśmy Górnika Łęczna, Ruch, zmierzyliśmy się z Legią. Taki gość jak ja mógł sobie powalczyć z piłkarzami przez duże P, Jackiem Zielińskim, słynnym obrońcą czy Markiem Saganowskim. Sagan mi się dawał we znaki, ale sobie poradziłem. Nawet byłem z siebie dumny.
Gdy Kolporter wszedł w Koronę klub maszerował od trzeciej ligi do ekstraklasy. W elicie zabrakło ciebie. Inni piłkarze byli dużo lepsi od Marka Gołąbka?
Po udanych meczach w Pucharze Polski dostałem ofertę z Górnika Łęczna, potem wielkiej Legii, ale trener Wdowczyk powiedział, żebym poczekał i został. Zostałem i Korona weszła do ekstraklasy, a mnie już w niej nie było. W Koronie nie brakowało świetnych zawodników. Wojtek Małocha, Arek Bilski, Hermes, i tak dalej, i tak dalej. Grałem w dawnej drugiej lidze i po tym jak doznałem kontuzji wypadłem ze składu, Nie udało mi się do niego wrócić i trzeba było zmienić klub. Okres spędzony w Koronie wspominam z rozrzewnieniem, dobrze mi szło, szanowali mnie kibice, panowała świetna atmosfera w zespole. A co do ekstraklasy to ja miałem już możliwość przeniesienia się tam w czasach Błękitnych Kielce. Wisła zaprosiła mnie na testy, wypadłem korzystnie, ale ktoś zablokował transfer.
Korona była taka silna, więc dlaczego podpierała się wiadomo jak w dawnej trzeciej lidze?
Pamiętam jak to wszystko strasznie przeżywał świętej pamięci Sławek Rutka. Razem z nim jeździłem do Wrocławia. To były inne realia, szkoda o tym mówić, bo cierpiało wielu Bogu ducha winnych ludzi. Robiono z niektórych przestępców, wybiórczo. Wolę mówić o piłce. Na Koronę chodziło dużo ludzi, nie brakowało entuzjazmu, cieszyliśmy się ze zwycięstw i nikt sobie nie wyobrażał takiej kontynuacji historii. Cieszę się, że mam to za sobą.
Niedziele cudów zdarzają się ostatnio w niższych ligach?
Nie sądzę. To zniknęło i wychodzi piłce na dobre.
Ile razy wystąpiłeś w odpuszczonym meczu?
Nie przypominam sobie. Nic mi o tym nie wiadomo. Zawsze jak wychodziłem na boisko to chciałem zagrać jak najlepiej, cieszyłem się grą.
Wybiłeś się w Bucovii?
Można tak powiedzieć. Poszedłem na wypożyczenie z Błękitnych do dobrej drużyny, trafiłem na dobrego szkoleniowca – Antoniego Hermanowicza, miałem 17 lat i strzelałem sporo bramek, choć występowałem jako prawy pomocnik. Pamiętam jak kiedyś napisali o mnie w Echu Dnia, byłem podekscytowany.
Nie żal upadku Błękitnych?
Jak ja tam grałem w juniorach to przeszedłem prawdziwą szkołę futbolu. Trener Wit Bryła, który niestety już nie żyje dbał o każdy szczegół, pomagał kandydatom na piłkarzy, dużo z nami rozmawiał. Liga makroregionalna z Koroną, Radomiakiem, Bronią, Stalową Wolą, Siarką stała na naprawdę wysokim poziomie i dawała gotowych grajków do seniorów. Jak wchodziłem do pierwszej drużyny Błękitnych jej gwiazdami byli Michał Gębura, Dziubel, Dziubek. Niezłe nazwiska, a Błękitni przecież walczyli o ekstraklasę. Kiedyś przyjechał Stomil Olsztyn z Tomkiem Sokołowskim i Sylwkiem Czereszewskim i dostał w czapkę. Organizacyjnie pewnych kwestii Błękitni nie mogli przeskoczyć, ale uważano ich za solidnego drugoligowca. Wtedy nikomu nie przeszkadzało, że w Kielcach są Korona i Błękitni. Potem, już w bardziej kapitalistycznej rzeczywistości doszło do fuzji. Mówiono, że jak połączy się dwóch biednych to stworzy się jeden bogaty twór, ale nadal panowała bieda. Dopiero pojawienie się Kolportera zmieniło obraz, Kielce poczuły wielką piłkę.
Teraz jest młodzież słabsza niż kiedyś?
Piłkarsko wcale bym nie powiedział, lecz głowy nie dojeżdżają. Małolaty stroją fochy, gdy im przyjdzie nosić sprzęt, obrażają się o byle co, zamiast ciężko pracować. Jak ja byłem gówniarzem nie było dyskusji, trzeba było robić wszystko zgodnie ze obowiązującymi zwyczajami. W każdej drużynie musi być określona hierarchia.
Najlepszy trener, u którego grałeś?
Dariusz Wdowczyk, za fantastyczny warsztat. Takie treningi prowadził, że przychodziło się na nie z przyjemnością. Jacek Zieliński, obecnie prowadzący Cracovię, Czesiu Palik, Darek Wójtowicz z Kolejarza Stróże… Darek Kozubek też ma inklinacje by zostać szkoleniowcem z wysokiej półki, jest cholernie ambitny i dużo wymaga od siebie. Wróżę mu ekstra przyszłość, nie tylko dlatego, że jeżdżę z nim na treningi…
Jaka jest Twoja optymalna pozycja na boisku?
Gram na obronie i dziesięć minut przed końcem meczu trener krzyczy: Julek do przodu. To trzeba iść, nie ma problemu. Robię użytek ze swojego wzrostu, warunków fizycznych . Grałem na boku pomocy, w środku pomocy, w ataku, na obronie, wszędzie mi pasuje.
Skąd w takim wieku znajdujesz motywację?
Jak nie trzeba grać dwa razy w tygodniu daje radę. Jak wchodzę na boisko nie zastanawiam się ile mam lat, tylko pragnę pomóc swojemu zespołowi. Francesco Totti, mój rówieśnik szaleje w Romie, ma przedłużyć kontrakt, to czemu ja miałbym odstawać od kolegów w Spartakusie Daleszyce?
Chciałbyś być trenerem?
Seniorów chyba nie. W Daleszycach prowadzę młodzików i nawet mi się to podoba.
Asystent u Dariusza Kozubka, ciekawy pomysł?
Może kiedyś, jak mnie Darek będzie chciał. Muszę się starać. Na razie fajnie, że widzi mnie w Spartakusie w roli zawodnika.
Dlaczego pseudonim Julek?
Od Juliusza Kruszankina, Darek Kępa w Błękitnych to wymyślił. Przypominałem ponoć budową ciała byłego piłkarza Legii i reprezentacji Polski.
Piłka nożna to dla ciebie przygoda, hobby, czy może sposób na życie?
Wszystko po trochu. Tyle lat już gram w piłkę, że trudno nagle przerwać. Najważniejsze robić co się lubi, a tak jest w moim przypadku.