Remontada – lwy kontra barany
Czy myślicie, że Luis Suarez grałby tak dobrze, gdyby nie wymuszał fauli, prowokował rywali, wywierał presję na arbitrach? Czy Neymar zostałby gwiazdą Barcelony i reprezentacji Brazylii unikając chamskich zagrywek? Wątpliwe, bo w postawie dwójki asów z Ameryki Południowej jest pełno emocji. Tego właśnie zabrakło piłkarzom Paris SG w rewanżu 1/8 finału Ligi Mistrzów na Nou Camp. To oni są głównymi winowajcami klęski 1:6, choć cegiełkę dołożył turecki arbiter.
Paris SG nie miał prawa przegrać tak wysoko, ale chyba jedyną drużyną na świecie mogącą odrobić 0:4 z pierwszej konfrontacji była Barcelona. Na swoim obiekcie podopieczni Luisa Enrique zagrali z niesamowitą pasją, aż kipieli chęcią pokazania światu, że są kozakami. W paryski klub szejkowie wpompowali mnóstwo kasy, co dało im sukcesy na francuskim podwórku. Unai Emery został sprowadzony po to, by osiągnąć sukces w Lidze Mistrzów, a za to uznano by dojście do finału. Były szkoleniowiec Sevilli znakomicie przygotował się do pierwszego starcia z Barcą w 1/8 finału i wygranej 4:0 na Parc Des Princes aż piano z zachwytów. Jego ludzie poczuli się już ćwierćfinalistami, zastanawiali się na kogo trafią potem. Tyle, że ekipa z Camp Nou ma w swoich szeregach artystów i futbolowych wariatów, a do obu kategorii jak ulał pasują Suarez i Neymar. Wielkim skandalistom można przypominać niecne występki, ale nie da się odmówić chęci do gry w piłkę, zawsze i wszędzie. Widać to po podejściu obu panów do występów w drużynach narodowych, gdzie biją rekord za rekordem. Piłka nożna to sport, ale też inny rodzaj walki, z prowokacjami, wywieraniem presji, udawaniem. Wiadomo, że nie musi się to podobać, lecz dla Suareza i Neymara cel uświęca środki. Gdy się dostaje na talerzu pokarm, w tym wypadku zagubionych w akcji zawodników Paris SG na czele z przereklamowanym Thiago Silvą to się go wcina do samego końca. Po golu na 3:1 Edinsona Cavaniego wydawało się, że już po Barcelonie, ale trafienie Neymara z wolnego przywróciło jej nadzieję. Potem był nieszczęsny karny za wyimaginowany faul na Suarezie, o który na pewno nikt z fanów teamu Luisa Enrique nie ma do Urugwajczyka pretensji i trafienie Sergi Roberto na 6:1. Jak się oglądało końcówkę widziało się szalejących graczy Barcelony i bezradne pionki w trykotach Paris SG. Goście nawet nie umieli protestować po niekorzystnych dla nich decyzjach arbitrów, kolokwialnie stwierdzając zabrakło im jaj. Już po meczu podopieczni Emery’ego płaczą, także ich żony w social mediach, nic im to jednak nie da. Samą kasą się Ligi Mistrzów nie wygra, trzeba mieć w sobie pasję, czego nie dało się zauważyć w PSG w Katalonii. Grzegorz Krychowiak odchodząc z Sevilli do Francji podkreślał, że zrobił sportowy krok do przodu. Finansowy na pewno tak, ale sportowy raczej nie. Jego były klub znajduje się blisko ćwierćfinału Ligi Mistrzów, obecny został brutalnie wyrzucony z tych rozgrywek. Grześ zaliczył tylko epizod na stadionie Barcelony, a potem nawet zabrakło mu odwagi by wypowiedzieć się przed kamerami dla polskich dziennikarzy. Odwagę posiada armada Luisa Enrique i to ona może wygrać Champions League. Jak wygra ludzie zapomną o błędach arbitra z Turcji w rewanżu z Paris SG, będą wspominać piłkarskie kulisy remontady. I nie był to najlepszy mecz na świecie, jak chlapnął słynny Gary Lineker, bo naprzeciw lwów stanęły barany. I nawet baran w stroju sędziowskim musiał ulec królom zwierząt, po prostu nie miał wyjścia. Jaromir Kruk