Pozdrowienia dla Saszki
W 2016 roku bohater Polski z 1973 z Wembley, Jan Domarski zagrał w Turnieju Grudniowym w Kielcach. O legendzie reprezentacji Polski, a także Stali – z Rzeszowa i Mielca wydano ostatnio książeczkę z cyklu „Złota Stal”.
Co słychać u Jana Domarskiego?
Jan Domarski: W porządku. Trochę pomagam trenerowi w jednym z klubów w Bieszczadach, a tak to staram się dbać o zdrowie. Śledzę na bieżąco co się dzieje w polskiej i światowej piłce nożnej.
Jak przyjęła się książka o panu z cyklu „Złota Stal”?
Zobaczymy. Fajnie, że ktoś wpadł na taki pomysł i zostaną opisani wybitne postacie klubu z Mielca, w którym spędziłem niezapomniany czas. Osiągałem sukcesy, miałem wspaniałych kolegów.
W gronie kolegów był Włodzimierz Gąsior. Książka o nim będzie ciekawa?
Włodek był takim żołnierzem Stali, człowiekiem do zadań specjalnych. Znakomity piłkarz, znakomity trener, do tego uczciwy człowiek, na którego można zawsze liczyć. W Mielcu Gąsior przeszedł wszystkie szczeble, od trampkarza od trenera, osiągał sukcesy. Ma za sobą wspaniałą karierę, wiem, że bardzo szanuje się go w Kielcach. Parę klubów jako szkoleniowiec też uratował.
Nie miał pecha, że nie zagrał nawet raz w pierwszej reprezentacji Polski?
Panowała szalona konkurencja, a on sam chyba się spalił w momencie próby. Był świetny w młodzieżówce, wielki w Stali, pokazał się znakomicie jako trener. Wtedy były inne realia, choć dziś nie jest lepiej. Mimo lepszych warunków piłka staje się sportem dla bogatych. Rodzice wożąc dzieciaki na treningi, z treningów, kupując im jak najdroższe obuwie Adidasa czy komputery je krzywdzą. Najważniejsza powinna być pasja.
Pamięta pan swój udział w Turnieju Grudniowym w Kielcach?
Pewnie, a najbardziej sędziego Saszkę. Zostałem miło przyjęty, a najważniejsze, że dzieci się bawiły, cieszyły. O to trzeba dbać, a nie wysyłać je na treningi tylko po to by rodzice mieli spokój. /JKM/