Bus widmo
27 kilometrów dzieli Lisów od stadionu Orląt w Kielcach. Pod Lisowem zagadkowej awarii doznał bus Zenitu Chmielnik, który wiózł piłkarzy na mecz klasy okręgowej. Na Dąbrowie czekało już na grę… 7 piłkarzy z Chmielnika, chyba nie wtajemniczonych…
Zenit chciał już ten mecz przełożyć wcześniej, ale nie pasowało to Orlętom ze względu na udział w kursach ich trenera. Nie jest to sekretem, że jeden z piłkarzy z Chmielnika miał w tym dniu wesele (wszystkiego najlepszego) i na pewno można było to rozegrać inaczej. O 16.10 do Orląt poszło info o awarii busa. Kielczanie zaoferowali pomoc, chcieli wysłać transport po piłkarzy gości, na swój koszt, ale prośba została odrzucona. Ponoć jeden z ojców zabrał trójkę młodszych graczy do domów, z obawy o bezpieczeństwo. Pewnie się martwił, bo w lasach pod Lisowem widziano lisy, dziki, kuny, borsuki, żmije, a nawet wilki. Brrr… Przerażające, a nikt nie chce być zaatakowany przez dzikiego zwierza. Inni zastanawiali się co się stało z busem, bo po 20 minut po awarii nie zauważono go przy trasie. O tym milczą ludzie związani z Zenitem, może nie chcą się narażać rumuńskiej mafii grzybiarzy, która operuje pod Lisowem. Sędzina Anna Adamska mogła dopuścić ekipę z Chmielinka do gry w siódemkę, była gotowa przesunąć spotkanie nawet na 18, tak jak Orlęta. Okazało się, że nic się nie stało piłkarzom, którzy zostali wplątani w awarię, po busie nie ma śladu, a kielczanie? Cóż, mają się przyjrzeć sprawie i będą się domagać walkowera, bo zostali potraktowani słabo. Kwitek o awarii można załatwić bez problemu, ale czy tak mają wyglądać poważne rozgrywki piłkarskie? Nie ma sensu tego rozwijać.